W tym lesie zaobserwowano wilka. Żyją tu chronione ptaki, a część terenu to mokradła, tak potrzebne, gdy susza jest coraz bardziej palącym problemem. Ten cenny teren w Stalowej Woli ma zostać wycięty pod strefę inwestycyjną. W tle lex Izera i układy prezydenta miasta z PiS-em.
Wyciąć w pień 900 hektarów lasu, który rośnie w tym miejscu od setek lat. Osuszyć mokradła, które zajmują niemal połowę tego terenu. Działki podzielić i sprzedać, gwarantując gminie zastrzyk gotówki – taki plan ma prezydent miasta Stalowa Wola, Lucjusz Nadbereżny.
Na terenie wyciętego lasu ma powstać Strategiczny Park Inwestycyjny.
Prezydent argumentuje: to jest szansa na rozwój miasta, na nowe miejsca pracy i większe wpływy do budżetu. Chce do Stalowej Woli ściągać wielkie, zagraniczne spółki. Uspokaja mieszkańców, że będą to przedsiębiorstwa nowoczesne, przyjazne środowisku, z branż wymienionych w specustawie, która pozwoliła na stworzenie strefy.
“To jest projekt mojego życia” – mówił Nadbereżny lokalnym mediom.
Wycięcie lasu i pozbawienie Stalowej Woli ostatnich ostoi dzikości budzi sprzeciw mieszkańców, radnych miejskich i leśników. Podkreślają, że lista branż, które mogłyby zainwestować w Stalowej Woli, jest bardzo ogólna. W rzeczywistości może więc na tym terenie znaleźć się niemal każdy zakład produkcyjny. Martwi ich niepewność, czy cokolwiek na tym terenie powstanie. Na razie prezydent nie ujawnia listy inwestorów, a mieszkańcy wątpią, czy tacy w ogóle istnieją.
„Ten las to jedyny obszar, gdzie możemy wyjść na spacer, odetchnąć” – mówią przeciwnicy wycinki. „To zielone płuca naszego miasta. Nie pozwolimy na ich zniszczenie”. Mieszkańcy Stalowej Woli zgłosili się do OKO.press. „Chcemy opowiedzieć o tym, co się dzieje w naszym mieście”.
Cała historia zaczęła się w 2021 roku, 300 kilometrów od Stalowej Woli – w Jaworznie. Miała tam powstać fabryka polskich samochodów elektrycznych Izera. Na miejsce pod fabrykę wybrano teren podlegający Lasom Państwowym, w sumie ok. 230 hektarów. Nadleśnictwo Chrzanów, a także Regionalna Dyrekcja Lasów Państwowych (RDLP) w Katowicach wydały negatywne opinie dotyczące pierwszej propozycji wycinki. Złożyła ją spółka ElectroMobility Poland, zajmująca się Izerą.
Rząd Zjednoczonej Prawicy znalazł więc rozwiązanie, które umożliwiłoby odebranie terenów Lasom Państwowym, wycinkę i budowę fabryki. W lipcu 2021 roku przygotowano specustawę o „szczególnych rozwiązaniach związanych ze specjalnym przeznaczeniem gruntów leśnych”. Dzięki niej nieruchomości należące do Lasów Państwowych można zamieniać na inne grunty i nieruchomości. A na działkach odebranych od LP – inwestować, ale tylko w określone specustawą branże: obronność, energetykę, elektromobilność, nowe technologie, przemysł tworzyw sztucznych, motoryzację czy lotnictwo.
Specustawa była procedowana bez konsultacji międzyresortowych i społecznych. Od momentu publikacji jej treści w Rządowym Centrum Legislacji do przyjęcia jej przez Sejm i podpisu Andrzeja Dudy minęło półtora miesiąca. Nazwano ją „lex Izera”.
Specustawa nie ma jednak zastosowania w całej Polsce. Określono w niej, jakich konkretnie terenów dotyczy.
W trakcie procedowania lex Izera okazało się, że chodzi nie tylko o Jaworzno, ale także o ok. 1000 hektarów lasu w Stalowej Woli.
Zabiegał o to Lucjusz Nadbereżny. Prezydent miasta, który sam jest politykiem PiS, miał dobre kontakty z rządem Zjednoczonej Prawicy. Andrzej Duda na podpisanie lex Izera przyjechał specjalnie do Stalowej Woli. Miasto odwiedzał Mateusz Morawiecki, a w 2023 roku przekazał miejscowej hucie 600 mln zł “na dalszy rozwój i inwestycje”. Stalowa Wola była drugim miastem na Podkarpaciu, które w 2023 roku znalazło się na trasie Jarosława Kaczyńskiego w jego przedwyborczym objeździe po Polsce.
Fabryka w Jaworznie – pod którą zaprojektowano lex Izera – wciąż nie powstała. Za to prace nad stworzeniem Strategicznego Parku Inwestycyjnego nabrały tempa. Teren został przejęty od Lasów Państwowych, wycięto już kilkadziesiąt hektarów lasu i zaczęła się budowa pierwszej fabryki, koreańskiej SK Nexilis. Ważą się losy kolejnych 900 hektarów lasu. W majówkę miasto ogłosiło rozpoczęcie drugich już konsultacji społecznych. Pierwsze, jak relacjonują mieszkańcy, ogłoszono w 2023 roku jedynie na BIP-ie, więc niewiele osób się o nich dowiedziało.
„W 2021 roku Stalowa Wola miała zadłużenie ponad 220 milionów złotych. Dlatego, kiedy prezydent poinformował nas, że miasto zostało włączone w specustawę dotyczącą Izery, jako radni przyjęliśmy to z dużym zadowoleniem – to wyglądało na szansę na podreperowanie budżetu. Przyznaję to szczerze, bo byliśmy przekonani, że skoro decyzja dotyczy tysiąca hektarów, to teren jest przebadany i faktycznie nadaje się pod inwestycje” – opowiada radny miejski Damian Marczak, który w wyborach w kwietniu 2024 kandydował na prezydenta miasta. „Ale im więcej się dowiadywaliśmy, tym bardziej stawało się jasne, że tutaj nic nie jest pewne. Przyjęliśmy miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego, na podstawie którego te grunty mają zostać przejęte i zapisaliśmy w nim pierwotnie, że powstające tam przedsiębiorstwa nie mogą zagrażać środowisku. Niedługo później ogłoszono, że mamy koreańskiego inwestora, firmę SK Nexilis” – relacjonuje.
SK Nexilis to zakład produkujący folię miedzianą jako jeden z podzespołów niezbędnych do produkcji baterii litowo-jonowych wykorzystywanych w samochodach elektrycznych. Jest to więc przedsiębiorstwo z branży ujętej w lex Izera.
„To nie jest zakład, który nie zagraża środowisku. Wykorzystuje do produkcji ogromne ilości różnych kwasów, ma gigantyczne zapotrzebowanie na wodę, będzie miał kilka kominów oddających zanieczyszczenia, a ścieki będzie spuszczał do Sanu. Okazało się, że musimy zmienić miejscowy plan zagospodarowania i dopuścić na tym terenie firmy zagrażające środowisku. Nowy plan przyjęto przed wyborami parlamentarnymi. W kampanii przed wyborami samorządowymi mówiliśmy – jako opozycyjni radni i kandydaci – o tym, co robi prezydent. Temat stał się nośny, mieszkańcy się zdenerwowali” – opowiada Damian Marczak.
SK Nexilis już powstaje. Wycinany jest pod tę budowę las, na miejscu pracuje ciężki sprzęt. Widać pierwsze konstrukcje pod zakład produkcyjny. Lokalne media informują jednak o problemach koreańskiego inwestora. „Wyborcza” opisywała historie specjalistów, których firma wysłała na szkolenie do Korei Południowej, żeby zaraz potem nie przedłużyć z nimi umów – tłumacząc się złą sytuacją finansową. Firma zaprzecza, ale podobnych doniesień jest coraz więcej.
Historia koreańskiej inwestycji okazuje się jednak zaledwie wierzchołkiem góry lodowej. „Lucjusz Nadbereżny ponownie wygrał wybory prezydenckie. I dopiero po wyborach zaczął otwarcie mówić, że pozostałe 900 hektarów lasu również zostanie wycięte” – relacjonuje radny Marczak. „Mieszkańcy domagali się spotkania. Jak w końcu zorganizowano konsultacje, to usłyszeli od radnych PiS, że trzeba było zabierać głos wcześniej. Że jest już za późno, wszystko poszło tak daleko, że w zasadzie tego nie można odwrócić. To wywołało gigantyczne poruszenie na sali i wszyscy pytali, po co w takim razie te konsultacje, skoro klamka zapadła i do wycinki dojdzie” – dodaje.
Na spotkanie w tej sprawie z prezydentem Lucjuszem Nadbereżnym, które zorganizowano 9 maja 2024, przyszło ponad 150 osób. Mieszkańcy krytykowali pomysł wycinki, podkreślając, że Stalowa Wola jest mocno uprzemysłowionym miastem, które potrzebuje również terenów rekreacyjnych. Inwestycje powinny powstawać – mówili – jednak nie tam, gdzie jeszcze zachowała się bogata przyroda.
„Mieszkamy 500 metrów od huty stali. Słychać szum, w ustach często mamy metaliczny posmak. Wiem, że dzieci w Stalowej Woli chorują na astmę, przemysł, na którym stoi miasto, wpływa na zdrowie mieszkańców. Myśleliśmy o wyprowadzce, ale ze względu na dzieci, ich szkołę, przyjaciół, postanowiliśmy zostać” – mówi pani Marzena, mieszkanka Stalowej Woli. „Dookoła miasta są tereny wojskowe. Ten las to jedyne miejsce, gdzie można od tego smrodu i hałasu odpocząć, pooddychać czystym powietrzem” – dodaje.
Mieszkańcy stworzyli petycję, w której punktują działania prezydenta.
„Uważamy, że ten pomysł jest nietrafiony, niepoparty rzetelnymi danymi oraz pełen negatywnych skutków, a jego realizacja wcale nie doprowadzi do rzeczywistego rozwoju naszego miasta” – czytamy w niej. „Zniszczenie tego ekosystemu byłoby wielkim ciosem dla naszej społeczności i dla naszej przyszłości” – piszą autorzy.
„Ja się nie znam na prawie” – mówi pani Marzena. „Ale wiem, że takie decyzje o wycinkach nie powinny zapadać za naszymi plecami. Podczas spotkania z prezydentem na pytanie, kto z nas jest za wycinką lasu, nikt nie podniósł ręki. A i tak usłyszeliśmy od prezydenta, że nie mamy szans na wygraną” – dodaje.
Tereny pod wycinkę – jak pisaliśmy – już są w rękach miasta. Według zapisów w lex Izera Lasy Państwowe miały w zamian za teren, na którym chce inwestować miasto, dostać grunty o tej samej powierzchni. Kryterium jest jednak wyłącznie powierzchnia, a nie wartość tych gruntów.
„Nadleśnictwo Rozwadów przekazało grunty o powierzchni: 973,5135 ha i wartości ponad 679 mln zł. W zamian za to Lasy Państwowe otrzymały grunty o powierzchni: 974,754 ha i piętnastokrotnie niższej wartości: 45 mln zł. Co więcej, są to grunty rozsiane po całej Polsce, w 18 lokalizacjach. Zaledwie 7 hektarów leży na terenie Stalowej Woli” – mówi nam nadleśniczy Nadleśnictwa Rozwadów Wojciech Chełpa.
Leśnicy uważają, że tak znacząca utrata gruntów leśnych to niewyobrażalna strata dla lokalnych zasobów leśnych i przyrodniczych, które są integralną częścią ekosystemu regionu.
Prezydent Nabereżny za kwotę 45 mln przejął grunty o wartości 680 mln, które może sprzedać szacunkowo za ok. 1 miliard zł.
„Lasy Państwowe dodatkowo musiały zapłacić od tej transakcji podatek VAT i CIT – prawie 19 mln zł” – wylicza Wojciech Chełpa.
Na tym niemal tysiącu hektarów wycinka się nie skończy. Nadleśnictwo alarmuje, że na mocy specustawy drogowej będą zabierane kolejne połacie lasu pod budowę dróg dojazdowych do strefy inwestycyjnej oraz innej infrastruktury. Mowa tu o dziesiątkach hektarów lasu.
W medialnych wypowiedziach prezydenta Nadbereżnego pojawia się argument, że las, na którym ma powstać strefa inwestycyjna, jest lasem gospodarczym. W domyśle – bez wartości przyrodniczej. Tymczasem każdy las w Polsce, który nie jest parkiem narodowym albo rezerwatem, jest lasem gospodarczym.
„Tam są bagna, mokradła, siedliska zwierząt, chronione rośliny. Obserwujemy z mężem przyrodę, wiemy, ile cennych gatunków tam występuje. Prezydent nie chce o tym słyszeć. Zlecił zewnętrznej firmie ekspertyzę przyrodniczą, która została zrobiona błędnie – poza sezonem lęgowym ptaków. Nie wziął również pod uwagę ważnej funkcji społecznej tego terenu” – mówi pani Marzena, mieszkanka Stalowej Woli. W Lasach Państwowych słyszymy, że wśród 1000 hektarów przeznaczonych do wycinki jest aż 155 ha drzew w wieku ponad 100 lat.
Raport oddziaływania na środowisko, zlecony przez miasto, już trafił do Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Rzeszowie, która ma wydać „decyzję o środowiskowych uwarunkowaniach realizacji przedsięwzięcia”. To istotny dokument w całym procesie tworzenia strefy inwestycyjnej.
Łukasz Lis, rzecznik rzeszowskiego RDOŚ, informuje w mailu do OKO.press, że zlecony przez miasto raport „obecnie jest analizowany”.
„Moje podejrzenie jest takie, że raport został wykonany pod tezę” – mówi radny miejski Kamil Maciejak, który również konkurował z Nadbereżnym o fotel prezydenta Stalowej Woli. „Nie tylko pominięto okres lęgowy ptaków, ale również wykorzystano wykaz żyjących tam zwierząt przekazany przez odwołanego już nadleśniczego i opisano tamtejsze mokradła tak, jakby nie miały żadnego znaczenia. To nie powinno tak wyglądać” – dodaje.
Uwagi do raportu podczas konsultacji społecznych zgłosili leśnicy z Nadleśnictwa Rozwadów. W obszernym piśmie z uwagami piszą m.in., że:
Na terenie przeznaczonym do wycinki jest kilkadziesiąt hektarów naturalnych wydm, 550 ha lasów na siedliskach wilgotnych. Do tego zabudowane ma być 200 ha bagien na terenach, które nie należą do LP. Szacuje się, że tutejsze pokłady torfu mają nawet 5000 lat.
Leśnicy, z którymi rozmawialiśmy, zauważają, że Ministerstwo Środowiska chce przeznaczyć 35 mln euro na odtwarzanie torfowisk w całym kraju. Jednocześnie na osuszanie setek hektarów terenów podmokłych w Stalowej Woli nie reagują. W Lasach Państwowych słyszymy również, że sprawą dotąd nie zajęły się żadne organizacje ekologiczne.
Wysłaliśmy w tej sprawie pytania do Ministerstwa Klimatu i Środowiska. Czekamy na odpowiedź.
Jedziemy obejrzeć las, który ma zostać wycięty. Przejeżdżamy przez strefę przemysłową, obok huty i w pobliżu budowy koreańskiej fabryki. Po kilku minutach dojeżdżamy do innego świata – nie słychać tu hałasu z zakładów przemysłowych, las pachnie wiosennym deszczem. Widać tu gęsto porośnięte podmokłe tereny, tamę bobrową na niewielkim potoku wijącym się pomiędzy drzewami i zieloną łąkę, na której niedługo mogą stanąć panele fotowoltaiczne.
To – obok koreańskiego SK Nexilis – druga inwestycja, która oficjalnie ma powstać na terenie wyciętego lasu. Inwestorem ma być PGE Energia Odnawialna. Farma zajmie około 200 hektarów. Pod jej budowę planowane jest wycięcie już blisko 100 hektarów najcenniejszego lasu.
“Jako instytucja odpowiedzialna za zarządzanie lasami, uważamy, że taka inwestycja jest moralnie nie do zaakceptowania. Wycinka blisko 100 ha lasu pod budowę farmy fotowoltaicznej zniszczy naturalne ekosystemy, zagrażając różnorodności biologicznej, a sama lokalizacja przyszłej farmy fotowoltaicznej to obszar wyjątkowo cenny przyrodniczo” – napisało Nadleśnictwo Rozwadów w oficjalnym stanowisku.
Nasi rozmówcy zwracają uwagę na to, że strefa inwestycyjna była promowana jako szansa na nowe miejsca pracy. “Ile osób zatrudni farma fotowoltaiczna? Kilka, i to w optymistycznym scenariuszu. Takie instalacje są niemal całkowicie autonomiczne” – słyszymy w Lasach Państwowych.
Co jeszcze może powstać w strefie inwestycyjnej? Zapytaliśmy o to urząd miasta, jednak odpowiedź jest bardzo wymijająca:
„Gmina Stalowa Wola prowadzi od 2021 roku rozmowy z wieloma inwestorami z różnych branż wpisujących się w cele określone w specustawie. Nieruchomości mogą zostać zbyte wyłącznie po uprzedniej pozytywnej opinii komisji sejmowej właściwej do spraw leśnictwa i gospodarki leśnej, do której wnioskując, wskazuje się konkretnego inwestora wraz z opisem zamierzenia inwestycyjnego”.
Radni miejscy mówią, że częścią działek była zainteresowana hutnicza spółka Cognor. Pod koniec 2023 roku wycofała się z kupna terenu. “Co do pozostałych podmiotów, które mają tutaj powstać, to jest wszystko tajne przez poufne. Nawet my jako radni nie jesteśmy informowani o tym, co tu może powstać” – mówi Damian Marczak.
Kamil Maciejak dodaje, że miasto się wyludnia. Od kilku lat nie działają już tu żadne szkoły wyższe ani ich oddziały. Prezydent musi myśleć o tym, jak zatrzymać młodych w Stalowej Woli – dodaje. “Większość młodych wyjeżdża, a ci, co zostają, niekoniecznie chcą pracować w fabryce. Czasy się zmieniły, trzeba zastanowić się nad kierunkami rozwoju, nad tym, jak wesprzeć lokalnych przedsiębiorców, a nie usiłować sprowadzać wielkie firmy zza granicy” – komentuje.
Zaznacza, że już teraz w strefie przemysłowej dużą część zatrudnionych stanową pracownicy z Indii czy Bangladeszu. “Wystarczy przejechać koło tych zakładów, żeby zobaczyć, na ilu wiszą ogłoszenia o pracę. Pracy w przemyśle nie brakuje, tylko coraz mniej osób chce się tym zajmować. Brakuje za to innych perspektyw. Prezydent opowiada, że w nowej strefie powstaną amerykańskie firmy IT – ale to nieprawda. Bo jakie IT? Biurowce? Kto będzie w nich pracował? Poza tym 100 kilometrów stąd jest granica z Ukrainą, a za nią wojna – które spółki z USA zdecydują się na inwestowanie w takim miejscu, z dala od dużych ośrodków?” – podkreśla.
Nasi rozmówcy oceniają: prezydent Nadbereżny widzi w strefie inwestycyjnej szanse na zlikwidowanie ogromnego zadłużenia miasta, które w tej chwili wynosi dokładnie 291,6 mln zł. To jednak krótkowzroczne – mówi Damian Marczak. Pieniądze ze sprzedaży działek byłyby jednorazowym zastrzykiem gotówki. Problemy, które doprowadziły do słabej sytuacji finansowej, zostają. “Mamy w Stalowej Woli przerost urzędniczy, który tylko generuje koszty” – ocenia Marczak.
“Tu zrobimy uliczkę, tu park, tam chodnik. Bardzo dobrze, ale to wszystko dzieje się w centrum, działając nie na rzecz mieszkańców, a PR prezydenta. Na to szły w ostatnich latach pieniądze, przynosząc prezydentowi poparcie – ale nie przynosząc realnych zysków. Dalsze osiedla, w tym osiedle Hutnik, są zaniedbane. A to właśnie tam mieszkańcy najdotkliwiej odczują wycinkę lasu. Dziś jest jedyną barierą oddzielającą ich od zakładów przemysłowych” – dodaje Kamil Maciejak.
Urząd miasta w mailu do OKO.press utrzymuje, że strefa wyciągnie Stalową Wolę z problemów finansowych:
“Stworzenie nowej strefy inwestycyjnej i wejście tam inwestorów przyczyni się do zwiększenia wpływów z tytułu podatku od nieruchomości, a także udziałów Gminy w podatku dochodowym od osób fizycznych i prawnych. Należy zaznaczyć przy tym, że proces powstawania strefy inwestycyjnej jest procesem długotrwałym, liczonym w latach i dopiero po jego zakończeniu można mówić o wpływach podatkowych”.
Tylko żeby tak się stało, potrzebni są inwestorzy. A na razie – powtarzają radni – nie wiemy, czy w ogóle istnieją. “Boimy się, że las zostanie wycięty, a finalnie nic na tym terenie nie powstanie” – komentuje Kamil Maciejak.
Przeciwnicy wycinki 1000 hektarów wskazują, że miasto mogłoby pójść na kompromisy – nawet jeśli to by oznaczało wycinkę mniejszej połaci drzew, ale w porozumieniu z leśnikami, przyrodnikami i mieszkańcami. Wskazują również, że w okolicy są inne, poprzemysłowe tereny, które mogłyby być dobrą lokalizacją dla nowych zakładów produkcyjnych. To na przykład teren po kopalni siarki Jeziórko. Problem w tym, że leży ona na terenie sąsiedniej gminy, Grębów, więc inwestycja w tym miejscu nie zasiliłaby budżetu Stalowej Woli.
Miasto próbuje uspokoić protestujących. “Prezydent wielokrotnie podkreślał, że dopóki nie będzie konkretnej decyzji inwestora na rozpoczęcie inwestycji na danej działce, to żadne drzewo w danej lokalizacji nie zostanie wycięte” – czytamy w mailu do OKO.press.
Mieszkańcom Stalowej Woli trudno jest uwierzyć w słowne zapewnienia prezydenta. W petycji piszą: “Nasze obawy są uzasadnione i poparte faktem, że decyzja o wylesieniu została podjęta bez konsultacji z mieszkańcami, bez uwzględnienia badań i analiz dotyczących wpływu na środowisko i społeczność. Władze miasta wydają się działać według własnego uznania, ignorując nasze opinie i potrzeby. To nie tylko atak na nasze środowisko naturalne, ale także na nasze prawa jako obywateli. Czujemy się pozbawieni głosu w sprawach dotyczących naszego miasta i zdruzgotani widząc, jak władze podejmują decyzje bez naszego udziału i zgody, zapominając, że pełnią swoje funkcje w naszym imieniu, a las nie jest ich prywatną własnością, gdyż należy do nas wszystkich – mieszkańców miasta Stalowa Wola”.
Ekologia
Lasy Państwowe
Ministerstwo Klimatu i Środowiska
Prawo i Sprawiedliwość
Lucjusz Nadbereżny
Stalowa Wola
Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.
Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.
Komentarze